Podsumowanie 4. kolejki T-Mobile Ekstraklasy - Wersja do druku +- Praca w domu - Dodatkowa Praca - Zarabianie przez Internet (https://zarabiam.com) +-- Dział: Off-Topic (/Forum-Off-Topic-9) +--- Dział: Dział Tematyczny (/Forum-Dzial-Tematyczny-116) +---- Dział: Sport (/Forum-Sport-118) +---- Wątek: Podsumowanie 4. kolejki T-Mobile Ekstraklasy (/Temat-Podsumowanie-4-kolejki-T-Mobile-Ekstraklasy-41915) |
Podsumowanie 4. kolejki T-Mobile Ekstraklasy - MareKSG - 23-08-2011 12:22 Już cztery kolejki nowego sezonu za nami. Co tym razem wydarzyło się na ligowych boiskach? Które drużyny podtrzymują dobrą passę, które wciąż nie potrafią się odnaleźć? Na jakich stadionach było najwięcej emocji, a gdzie ich zabrakło? Przyjrzyjmy się czwartej serii spotkań Ekstraklasy. Zagłębie Lubin - Podbeskidzie Bielsko-Biała 0:0 Ligowe zmagania rozpoczęły się w piątek. W Lubinie, na Dialog Arenie Zagłębie podejmowało Podbeskidzie. Padł drugi w tym sezonie bezbramkowy remis, znów przy udziale zespołu z Bielska-Białej. Niewiele można o tej rywalizacji napisać. Było to 90. minut nudnej kopaniny. Widowiskowość dwóch ostatnich spotkań beniaminka była znikoma. Rozgrywany tydzień temu mecz z Widzewem był słaby, a ten z Zagłębiem jeszcze gorszy, choć zdobyty na wyjeździe punkt na pewno satysfakcjonuje podopiecznych Roberta Kasperczyka. Cieszyć szkoleniowca bielszczan może też fakt, iż po klęsce 0:6 w Bełchatowie, w dwóch kolejnych spotkaniach jego drużyna nie straciła gola. Natomiast „Miedziowi”, po przyzwoitych występach z Lechem i Wisłą, byli faworytem w starciu z ligowym nowicjuszem i kompletnie zawiedli. Okazję do rehabilitacji przed własną publicznością zespół Jana Urbana będzie miał w najbliższy piątek, kiedy do Lubina przyjeżdża Cracovia. Z kolei „Górali” czeka trudny pojedynek u siebie z nieźle spisującą się do tej pory kielecką Koroną. Lech Poznań - Ruch Chorzów 3:0 Drugi piątkowy mecz był zdecydowanie lepszy, choć… wyjątkowo jednostronny. Kolejną lekcję futbolu swoim przeciwnikom dał poznański Lech. Drużyna prowadzona przez Jose Bakero tym razem nie dała najmniejszych szans Ruchowi Chorzów. „Kolejorz” wygrał 3:0, przy czym wydaje się, że nie był to dla gości najwyższy wymiar kary, bowiem znakomite sytuacje na zdobycie bramki zmarnowali chociażby Wilk, czy Stilic. Obie jedenastki dzieliła różnica klas. Świetną dyspozycją strzelecką wciąż popisuje się Rudnev, który dwukrotnie pokonał w piątek bramkarza chorzowian. Zdobył on już 8 bramek w 4 spotkaniach. To najlepszy snajperski początek sezonu na polskich boiskach od 1934 roku. Forma Łotysza robi wrażenie. Cały poznański zespół prezentuje się bardzo dobrze i potwierdza swoje przedsezonowe, mistrzowskie aspiracje. Lech strzela jak na razie najwięcej goli, a stracił do tej pory tylko jednego (choć na wagę 2 punktów w Lubinie). Warto pochwalić Mateusza Możdżenia, który poczynił ogromne postępy i od początku rozgrywek jest pełnowartościowym zawodnikiem pierwszego składu. W piątkowym spotkaniu strzelił także nieprzeciętnej urody bramkę na 2:0. Lechici idą jak burza, ale prawdziwym sprawdzianem będzie dla nich rozgrywany 9 września mecz z Wisłą Kraków. Co można powiedzieć o Ruchu? Poznaniacy pokazali im miejsce w szeregu. Ekipa Waldemara Fornalika przegrała ostatnie dwa mecze z kandydatami do tytułu, nie strzelając przy tym żadnej bramki. Wydaje się, że nic poza walką o utrzymanie „Niebieskich” w tym sezonie nie czeka. W przyszłej kolejce powalczą oni o ligowe punkty u siebie z Jagiellonią. Górnik Zabrze - GKS Bełchatów 1:0 W trzech sobotnich spotkaniach Ekstraklasy padły zaledwie dwa gole. Nie jest to zbyt imponujący wynik. Na początek, w Zabrzu doszło do rywalizacji Górnika z GKS Bełchatów. Spotkanie to nie stało na zbyt wysokim poziomie. Rozczarowała zwłaszcza dyspozycja gości, którzy zachowywali się przez cały mecz jakby przyjechali na Śląsk po bezbramkowy remis. Przez 90. minut Bełchatów nie oddał ani jednego celnego strzału na bramkę zabrzan, tego dnia stać ich było na zaledwie jedno niecelne uderzenie Marcina Żewłakowa. Zachowawczy styl gry zemścił się na drużynie Pawła Janasa i przegrali oni 0:1 po golu Marciniaka w ostatnich sekundach meczu. W następnej kolejce podopiecznych byłego selekcjonera czeka kolejne trudne wyjazdowe starcie, tym razem z Polonią przy Konwiktorskiej. Górnik, pomimo tego, że również rozgrywał słabe zawody, zdołał odnieść pierwsze w tym sezonie zwycięstwo. W najbliższy piątek zmierzą się oni ze znacznie bardziej wymagającym rywalem, bowiem do Zabrza przyjeżdża rozpędzona poznańska lokomotywa. Widzew Łódź - Polonia Warszawa 1:0 W drugim sobotnim pojedynku Widzew sensacyjnie pokonał warszawską Polonię 1:0 po trafieniu Princewilla Okachiego. „Czarne zkoszule” zagrały kiepsko i przegrały zasłużenie, rozzłoszczając tym samym właściciela klubu, Józefa Wojciechowskiego. Być może słaba postawa w Łodzi przyspieszy przyjście na Konwiktorską nowego napastnika. Od kilku dni mówi się o możliwości zatrudnienia Mateji Kezmana, byłego zawodnika takich zespołów jak Chelsea, PSV, czy Atletico Madryt. Piłkarz z takim CV niewątpliwie ożywiłby pierwszą linię Polonii, w której jak dotąd gra nieskuteczny Daniel Sikorski. W drużynie prowadzonej przez Jacka Zielińskiego w pierwszych trzech kolejkach bramki zdobywał wyłącznie brazylijski pomocnik Bruno. Nowy napastnik w szeregach polonistów bardzo się przyda. Łodzianie, podobnie jak zabrzański Górnik wygrali w tych rozgrywkach po raz pierwszy. Wcześniej zanotowali trzy kolejne remisy. Biorąc pod uwagę ich kadrowe osłabienia przed sezonem, podopieczni Radosława Mroczkowskiego spisują się nad wyraz dobrze. Najlepiej świadczą o tym 4. oczka zdobyte z takimi rywalami jak Wisła, czy właśnie Polonia. Kolejne wyzwanie przed czterokrotnymi mistrzami Polski już w następnej kolejce, kiedy to widzewiacy jadą do Wrocławia na mecz ze Śląskiem. Korona Kielce - Wisła Kraków 0:0 Golami nie uraczyli nas piłkarze w meczu w Kielcach, gdzie Korona i Wisła podzieliły się punktami. Grająca w rezerwowym zestawieniu krakowska drużyna zremisowała już trzeci kolejny wyjazdowy mecz, po raz pierwszy nie tracąc przy tym bramki. Pierwsza połowa kompletnie do zapomnienia, w drugich 45. minutach coś już się na boisku działo, choć oczekiwania były znacznie większe. „Złocisto-krwiści” pokazali sporo waleczności, lecz niewiele gry w piłkę, goście byli myślami na Cyprze. Trener mistrzów Polski, Robert Maaskant stwierdził nawet w przedmeczowych wywiadach, że to spotkanie powinno być przełożone ze względu na wtorkowy bój o Ligę Mistrzów w Nikozji. Mecz jednak się odbył, „Biała Gwiazda” znów straciła dwa oczka, a największe gwiazdy drużyny były przez holenderskiego szkoleniowca oszczędzane. Z remisu bardziej zadowolona może być Korona, która podtrzymała niezłą passę i wciąż jest jednym z sześciu zespołów, które do tej pory w lidze nie przegrały. W piątej kolejce kielczanie pojadą do Bielska-Białej, a Wisła podejmie u siebie Lechię Gdańsk. Jagiellonia Białystok - Cracovia 2:1 Więcej bramek padło w niedzielę. Byliśmy świadkami dwóch spotkań, w których padł wynik 2:1. Najpierw takim stosunkiem na korzyść gospodarzy skończyła się konfrontacja w Białymstoku, gdzie Jagiellonia grała z Cracovią. Triumf gospodarze zawdzięczają (który to już raz?) niezawodnemu Tomaszowi Frankowskiemu. Napastnik „Jagi” popisał się świetną asystą przy golu Kupisza oraz bardzo dobrym prostopadłym podaniem do Cetkovica, który dzięki temu zagraniu wywalczył rzut karny. „Jedenastkę” pewnie wykonał „Franek”. Przyglądając się poczynaniom ekipy z Białegostoku nasuwa się pytanie: ile punktów miałaby w tym momencie drużyna Czesława Michniewicza gdyby nie 37-letni napastnik? Dwa gole na inaugurację w Bielsku-Białej, dające zwycięstwo z Lechią piękne trafienie „piętką” w końcówce meczu, sprytne uderzenie gwarantujące remis z Koroną, także w ostatnich minutach, wreszcie niedzielny występ. Frankowski stanowi o sile ofensywnej Jagielloni i jest najmocniejszym ogniwem czwartej drużyny poprzednich rozgrywek. To także jeden z najlepszych zawodników naszej ligi. Dobrych piłkarzy ma w składzie także Cracovia, ale „Pasy” mają póki co zaledwie 1 punkt na koncie. W Białymstoku przegrali już trzeci mecz w tym sezonie. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy są popełniane w każdym rozegranym dotąd meczu głupie błędy w obronie i nieskuteczność w ataku. Podopieczni Jurija Szatałowa nie grają źle, ale wyjątkowo nieefektywnie. Premierowej bramki w nowych barwach wciąż nie potrafi zdobyć Niedzielan, nikt nie wypełnił luki po odejściu Mateusza Klicha, blok defensywny gra nieporadnie. Ekipa z Krakowa ma sporo problemów, ale wszyscy w klubie wierzą, że sytuacja ulegnie poprawie. Pomóc w tym mają burundyjski skrzydłowy Saidi Ntibazonkiza, strzelec już dwóch goli w tym sezonie Aleksandru Suvorow oraz snajper z Holandii Koen van der Biezen. Szkoleniowiec krakowskiej drużyny liczy także na przełamanie niemocy strzeleckiej Niedzielana. O polepszenie dorobku punktowego „Pasy” powalczą w Lubinie z Zagłębiem w najbliższy piątek. Legia Warszawa - Śląsk Wrocław 1:2 Wydarzeniem tej kolejki była niedzielna rywalizacja na Łazienkowskiej gdzie doszło do starcia pucharowiczów, Legii i Śląska. W tym wypadku rezultat 2:1 był na korzyść drużyny przyjezdnej, co było sporego kalibru niespodzianką. W pomeczowym wywiadzie obrońca gospodarzy, Michał Żewłakow przyznał, że on i jego koledzy przespali pierwszą połowę spotkania. Jest w tym sporo racji, bowiem po pierwszych 45 minutach Śląsk prowadził 2:0 po golach Madeja i Voskampa. W drugiej odsłonie goście mądrze się bronili, a „Wojskowi” potrafili jedynie odpowiedzieć trafieniem najlepszego w ich szeregach Daniela Ljuboji. Legia przegrała w lidze po raz pierwszy od 23 kwietnia. Wrocławianie niewątpliwie poprawili sobie nastroje po czwartkowej porażce z Rapidem Bukareszt. Najbardziej ze zwycięstwa Śląska cieszył się szkoleniowiec drużyny, Orest Lenczyk, który po ostatnim gwizdku sędziego w geście radości wykonał efektownego „fikołka”. Porażka warszawian nie wróży najlepiej przed rewanżem w Moskwie ze Spartakiem. Niemniej jednak Legia, która mierzyła się w czwartek z Rosjanami, a ta, która przegrała w niedzielę to dwa inne zespoły. Podopieczni Macieja Skorży nie pokazali takiej ambicji, polotu w grze i waleczności jak w rywalizacji w eliminacjach Ligi Europejskiej. Czy słabsza dyspozycja ze Śląskiem to jedynie jednorazowa wpadka przekonamy się już w przyszłym tygodniu. Konfrontacja ze Spartakiem w czwartek, natomiast kolejny ligowy pojedynek legioniści stoczą w poniedziałek na wyjeździe z ŁKS-em. Ekipa z Dolnego Śląska po pucharowej potyczce w Bukareszcie, podejmie we Wrocławiu Widzew. Lechia Gdańsk - ŁKS Łódź 0:0 W poniedziałek na PGE Arenie w Gdańsku spotkały się zespoły, którym punkty są szczególnie potrzebne. Lechia gościła u siebie Łódzki Klub Sportowy. Gdańszczanie, mimo pochwał za grę w pierwszych kolejkach zdołali uzbierać zaledwie punkt. Goście początek sezonu mieli fatalny: trzy porażki, strata 11 bramek, ani jednego strzelonego gola. I choć w poniedziałkowym meczu nie brakowało składnych akcji w ofensywie, szybkiej gry i sytuacji bramkowych to finalnie padł trzeci w tej kolejce bezbramkowy remis. Pomimo tego, było to ciekawsze spotkanie od innych rywalizacji z tego weekendu zakończonych analogicznym wynikiem. Podobać mogła się zwłaszcza druga połowa. Przewagę przez większą część mieli gospodarze, ale nie potrafili udokumentować jej golem. Solidne występy w ekipie Lechii zaliczyli Wiśniewski i Machaj. Dobrze jednak w bramce gości spisywał się Velimirović, któremu udało się zachować czyste konto w ligowym debiucie. Jeśli Czarnogórzec zachowa taką formę to jego konkurent, Bogusław Wyparło nieprędko stanie ponownie między słupkami. Dzięki podziałowi punktów w Gdańsku, ŁKS zdobył pierwsze w tym sezonie oczko. Przed podopiecznymi Dariusza Bratkowskiego jednak sporo pracy. W meczu z Lechią oddali oni zaledwie jeden celny strzał na bramkę rywali i pozostają jedyną drużyną bez gola w lidze. Przednia formacja łodzian, w której występują tacy „starzy wyjadacze” jak Saganowski, Mięciel czy Bykowski, póki co zawodzi. Jeśli „biało-czerwono-biali” myślą o utrzymaniu, muszą zacząć strzelać bramki. O punkty ełkaesiakom w następnej kolejce nie będzie łatwo, bowiem przyjdzie im rywalizować z warszawską Legią. Gdańszczanie również nie mają łatwego przeciwnika – jadą do Krakowa na mecz z Wisłą. Przed poniedziałkowym meczem pojawiały się pogłoski, że w wypadku braku zwycięstwa gospodarzy, z posadą pożegna się Tomasz Kafarski. Wydaje się jednak, że najdłużej obecnie pracujący w jednym klubie szkoleniowiec ma od właścicieli Lechii spory kredyt zaufania i będzie mógł dalej prowadzić ekipę z Pomorza. Kolejne ligowe zmagania już w piątek. Miejmy nadzieję, że padnie w tych meczach więcej bramek, a emocji nie zabraknie na żadnym z boisk. źródło: ekstraklasa.net, 90minut.pl
|